|
Życiorys
Franciszek Ksawery Rudzki urodził się 10 grudnia 1866 r. w Dębieńsku Wielkim – obecnej dzielnicy miasta Czerwionka-Leszczyny. Jego ojciec Ignacy pochodził z Woszczyc. Święcenia kapłańskie przyjął 21 czerwca 1893 roku we Wrocławiu,a 1 października 1901 r. powołany został przez kardynała Jerzego Koppa z Wrocławia na proboszcza parafii w Groszowicach. Do parafii należały wówczas Grudzice, Malina oraz katolicka część ludności Grotowic mieszkająca na Okole. Nabożeństwa odprawiane były codziennie w języku polskim oraz raz na kwartał w języku niemieckim. Fakt powszechnego odprawiania nabożeństw w języku polskim na obszarze, który po podziale Górnego Śląska w 1922 r. pozostał w państwie niemieckim dostatecznie zdemaskował manipulacje dokonywane przez administrację niemiecką podczas sporządzania spisów ludności i deprecjonował niemieckie akcje, mające wykazać brak potrzeby zakładania polskich szkół mniejszościowych. W tej sytuacji niemiecka walka z polskością objęła również i duchowieństwo, podejrzane o sprzyjanie polskiej mniejszości narodowej, która na wielu obszarach Śląska Opolskiego stanowiła faktycznie większość mieszkańców. W aktach Konsulatu Generalnego RP w Opolu, wśród wymienionych nazwisk prześladowanych księży, znalazło się również nazwisko księdza Franciszka Rudzkiego. Brak dokładniejszych informacji źródłowych nie pozwala ustalić, z jakiego powodu pozostawał on pod ciągłą obserwacją władz niemieckich. W roku 1923 pozbawiono go funkcji proboszcza parafii. Próbowano również odebrać mu obowiązki duchownego, lecz to się nie udało. Jak donoszą „Nowiny Codzienne” z 1924 r. do pierwszej komunii świętej przystąpiło w parafii 150 polskich dzieci, a w roku następnym odbyły się tu polskie misje. Z opowiadań nieżyjącej już Marii Zielonkowskiej dowiadujemy się, że ksiądz Rudzki był początkowo opiekunem, a później sympatykiem groszowickiego chóru „Gwiazda”. Być może fakt ten sprawił, że władze niemieckie, prowadzące walkę z wszelkimi przejawami polskości, doprowadziły do usunięcia księdza z funkcji proboszcza i przyczyniły się do pozbawienia go prawa odprawiania nabożeństw dla wiernych. Wydarzenie to spotkało się z natychmiastową reakcją młodzieży, która podczas „cichej” mszy, odprawianej przez księdza Rudzkiego w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w 1924 r., na znak solidarności z księdzem śpiewała polskie kolędy. Ksiądz Franciszek Rudzki zawieszony w obowiązkach duszpasterskich w Groszowicach, nie zaprzestał posługi kapłańskiej. Często zastępował znanego z polskich przekonań księdza Czesława Klimasa w Tarnowie Opolskim, który został wybrany posłem sejmu pruskiego w Berlinie. Wywołało to reakcję landrata (starosty) opolskiego, który w tajnym sprawozdaniu do prezydenta rejencji Opolskiej z dnia 30 stycznia 1925 roku stwierdził: „Nie jest mi wiadomym, czy ksiądz Rudzki jest upoważniony do zastępstwa. Wydanie tego upoważnienia winno być bardzo niepożądane”. W następnym sprawozdaniu z 25 maja 1925 roku landrat opolski donosił o dalszym odprawianiu przez księdza Rudzkiego nabożeństw w Tarnowie Opolskim i prosił o wyjaśnienie – czy istnieje w tym zakresie możliwość dokonania zmiany, dopytywał się też, w jakim czasie one nastąpią. W wyniku ciągłych szykan i nacisków władz niemieckich, 5 marca 1926 roku proboszczem w Groszowicach został ksiądz Franciszek Haase, wprowadzony przez prałata Józefa Kubisa z Opola. Ksiądz Franciszek Rudzki nie zaniechał funkcji kapłańskich. Nadal odprawiał ciche msze przy bocznym ołtarzu, ale czynił to nieregularnie. Nie mogąc już dalej mieszkać w budynku parafialnym, wynajął od Pasonia mieszkanie na poddaszu w domu przy ówczesnej Krappitzerstrasse (dzisiejszej Oświęcimskiej 58). Mieszkał tam przez kilka lat. Na początku lat 30-tych otrzymał od Piechoty, właściciela pobliskiej restauracji, na zasadzie późniejszego pierwokupu, działkę budowlaną przylegającą do posesji Piechotów, przy ówczesnej Hindenburg Strasse (dzisiejszej ks. Rudzkiego). Parafianie o swoim księdzu nie zapomnieli, tak że rozpoczęte przez księdza prace budowlane bardzo szybko posuwały się naprzód. Przed świętami Bożego Narodzenia 1932 roku ksiądz Franciszek Rudzki zamieszkał w swoim domu. Gospodynią domu księdza została Franciszka Malosek. Wydawało się, że pomimo zawieruchy wojennej ostatnie swoje dni ksiądz spędzi już spokojnie. Nie dane mu jednak było umrzeć w sposób naturalny. Kiedy na te tereny przyszły wojska rosyjskie, ich żołnierze zaczęli dopuszczać się na mieszkańcach okrutnych zbrodni. Na terenie miejscowości należących do parafii groszowickiej, a więc w Grudzicach, Malinie i Groszowicach zamordowali prawie siedemdziesiąt osób. W dniu 23 stycznia 1945 roku podjechali samochodem pod dom księdza Rudzkiego, wywołali z niego na zewnątrz gospodynię Franciszkę Malosek, a kiedy ta podeszła do ich samochodu usłyszała najpierw strzał, a potem zobaczyła jak z domu księdza zaczynają wydobywać się kłęby dymu, a po nich języki ognia trawiące całe domostwo. Stała bezradna i patrzyła osłupiała, nie rozumiejąc przyczyny takiego postępowania. Kiedy pożar przygasł, okoliczni mieszkańcy weszli do środka. Na parterze w korytarzu leżały zwęglone zwłoki księdza Rudzkiego, nie spalona pozostała tylko głowa i szyja z medalionem, bowiem ksiądz padając po strzale otworzył ciałem drzwi do piwnicy i jego głowa pozostała poza płomieniami. Poproszono wówczas Alojzego Wosnitzkę, aby na furze przewiózł ciało księdza do kościoła. Kiedy Wosnitzka zobaczył zwęglone zwłoki powiedział, że mógłby je sam przenieść na rękach do kościoła. Zamordowanego księdza przewieziono do kościoła i niezwłocznie urządzono księdzu cichy pogrzeb. Pochowano Go obok kościoła. Tak zakończył żywot polski ksiądz, który najpierw był szykanowany i gnębiony przez władze niemieckie a następnie, bezsensownie i okrutnie zamordowany przez "wyzwolicieli ". Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego życiorysu. Wiesław Długosz |